kreatywne pisanie
mania bazgrania
O PSZCZOŁACH, DRZEWACH...
I NIE TYLKO.
ROZMOWA Z PIOTREM SOCHĄ
ILUSTRATOREM KSIĄŻEK DLA DZIECI
Jego ilustracje zachwyciły świat. „Pszczoły” i „Drzewa” zostały wydane w blisko 25 językach. Piotr Socha skradł serca nie tylko najmłodszych wielbicieli książek, ale też dorosłych. Z natury jest perfekcjonistą, dbającym o każdy szczegół. To niezwykle pogodny, ciepły, dowcipny, ciekawy świata i pozytywnie zakręcony człowiek. Obecnie pracuje nad trzecią książką dla dzieci. Spotkałam go w Lublinie na Międzypokoleniowym Festiwalu Literatury Dziecięcej „Ojce i Dziatki”.
Fot. Jacek Polański
„Pszczoły” i „Drzewa” to książki, które zachwycają nie tylko polskich czytelników i wydawców. Świetnie sprzedają się także w innych częściach świata. To niebywały sukces ilustratorski. Czy Twój największy?
Mam nadzieję, że jeszcze trochę pożyję i wszystko przede mną… (śmiech)
Wcześniej niczego takiego nie robiłem. Żadnej pasji nie poświęciłem tyle czasu. W sumie pracowałem nad pierwszą książką 19 miesięcy. Najpierw zbierałem informacje, dopiero później zabrałem się za ilustracje. Decydując się na pracę ilustratora książek dla dzieci, podjąłem ryzyko. Nie miałem pojęcia, czy mi się to opłaci. Musiałem zrezygnować z innych zajęć i znaleźć dużo czasu, żeby taką książkę zrobić. Nie mogłem pracować nad nią wieczorami albo z doskoku.
Od czego zaczęła się Twoja przygoda z książkami dla dzieci?
Pomysł pojawił się w wydawnictwie „Dwie Siostry”. Chcieliśmy wspólnie zrobić jakąś książkę, ale nie wiedzieliśmy jaką. Wysłałem więc ilustrację, która bardzo się spodobała. Była w konwencji starego botanicznego atlasu. Narysowałem poukładane obok siebie, wymyślone owady. Dziewczyny, które prowadzą to wydawnictwo, powiedziały, że bardzo im się podoba konwencja, ale one wolą wydać książkę edukacyjną, a nie tylko ładną.
I pojawiły się pszczoły?
Tak. W czasie jednej z rozmów wspomniałem, że mój tata jest pszczelarzem i dziewczyny zaproponowały, żebyśmy zrobili książkę o pszczołach. To dziwne, bo mi to w ogóle nie przyszło do głowy, a pomysł mi się od razu spodobał. Wiedziałem, że to super temat i do tego rodzicom sprawię przyjemność, bo zajmowali się tymi pszczołami od 40 lat.
I rozpocząłeś tytaniczną pracę nad książką?
Od razu się do tego zapaliłem. Temat bardzo mi przypasował. Początkowo myślałem, że może sam tę książkę napiszę. Później, że może napisze ją moja córka, ale wtedy robiła maturę, więc dałem jej spokój. Poprosiłem wydawnictwo, żeby znalazło autora. Był to Wojtek Grajkowski, który jest biologiem i pisze podręczniki szkolne. Okazało się, że potrafi napisać w taki sposób zrozumiały, prosty i zajmujący. Przypadliśmy sobie do gustu. Ustaliliśmy konwencję i on robił swoje, ja swoje.
Czy spodziewałeś się takiego sukcesu?
Ja jestem człowiekiem małej wiary i bardziej jestem przekonany, że coś się nie uda, niż uda. A tutaj, od początku wierzyłem, że warto poświecić dużo czasu, żeby powstała taka książka wypasiona, bogata, mimo że nie miałem gwarancji, że ta książka się sprzeda. Przecież mogło się skończyć na tym, że zabierze mi to mnóstwo czasu i będzie klapa. Jakoś wierzyłem, że zrobię to najlepiej jak potrafię, tekst będzie również bardzo dobry, wydawnictwo to dobrze wyda, wypromuje i będę sobie jeździł po świecie, będę zapraszany, a książka będzie miała zagraniczne wydania.
Fot. Jacek Polański
I ta wizja się spełniła. Czy tak wygląda teraz Twoje życie?
Tak. Stało się właśnie tak. Po raz pierwszy w coś tak mocno wierzyłem i tyle serca włożyłem. Niedawno dostałem drugie chińskie wydanie „Pszczół”. Drugie, bo książka ma dwie wersje po chińsku, w dwóch różnych odmianach tego języka. Jedna wydana w chinach kontynentalnych, druga na Tajwanie. Bardzo przyjemną rzeczą jest to, że ja dzięki tym książkom jestem zapraszany na spotkania autorskie. Dotąd, jak robiłem ilustracje do prasy, to jako autor nikogo nie interesowałem specjalnie, a tutaj nagle się okazało, że z tą książką mogę sobie trochę popodróżować. To było coś czego zazdrościłem muzykom, że ich praca pozwala im na to, żeby jeździć tu i tam i grać w dowolnym miejscu na świecie. Ja byłem przykuty do swojego stolika w mieszkanku, bo to taka praca mnicha zamkniętego w celi, odciętego od świata.
Dzięki „Pszczołom” porzuciłeś celę i zwiedziłeś kawał świata. Jakie ciekawe miejsca odwiedziłeś?
Poleciałem nad jezioro Bajkał, które od dawna chciałem zobaczyć. To były targi książki w Irkucku. I tak od czterech lat jeżdżę dość często, najczęściej do Niemiec, bo te moje książki najlepiej sprzedają się w Niemczech. I z tego bardzo się cieszę, bo wcześniej przez Niemcy tylko przejeżdżałem. Nagle miałem okazję poznać wiele różnych miast, większych, średnich, poznać wielu fajnych ludzi, wielu wydawców. Byłem dwa razy w Rosji, wiele razy w Niemczech, w Estonii, na Litwie, której nigdy wcześniej nie odwiedziłem, w tym roku będę na Słowacji, w Czechach, w Paryżu, Madrycie, na Islandii. Mimo, że na Islandii nie ma prawie drzew i pszczół.
Fot. Jacek Polański
Mogę tylko pozazdrościć… Czy podróże są dla Ciebie inspiracją?
W tym roku byłem w Tajlandii żeby zobaczyć Ankor Wat, miejsce, które rysowałem ze zdjęć. Postanowiłem je porównać z tym, co zobaczę na żywo. Na zdjęciu to miejsce wygląda trochę inaczej, na żywo jest niesamowite, bo to jest takie zderzenie kultury i natury. Czarnobyl, też jest takim miastem opuszczonym, gdzie drzewa zaczynają rosnąć na dachach domów. Tylko w Czarnobylu od dwudziestu lat nie ma ludzi, a w Ankor Wat nie było ich przez kilkaset. W te budowle wrastają drzewa figowce i wyglądają jak jakieś dziwne stwory. Niesamowite wrażenie. Z roku na rok jest tu coraz więcej turystów. Tam nie można nie robić zdjęć. Wszyscy pstrykają, ustawiają się w kolejkach. Ja przed pałacem Ankor Wat byłem już o czwartej nad ranem i byłem jedną z tysiąca pięciuset osób, które czekają na wschód słońca.
Przywiozłeś z Tajlandii materiały albo pomysły do kolejnej książki?
No, nie będzie drugiej książki o drzewach…
A o czym będzie nowa książka?
To nie będzie książka przyrodnicza, bardziej historyczna. Jeszcze nie powiem jaka, bo nie mogę. Nie będzie miała takiej formy albumowej, ale będzie bogato ilustrowana. Pracuję nad nią. Powiem tylko, że będzie o ludziach, a nie o przyrodzie i o zwierzętach.
Wolisz rysować przyrodę, zwierzęta, rośliny czy właśnie ludzi?
Ja bardzo lubię rysować ludzi. Ostatnio moim zadaniem częściej było narysować dąb, żeby był rozpoznawalny jako dąb, czy sekwoję, żeby była sekwoją. Musiałem się trzymać jakiś tam wzorów.
A jak wybrać ten najlepszy wzór? Bo Twoje wybory są strzałem w dziesiątkę.
Wielki dylemat miałem przy książce o pszczołach. Przecież można ją zrobić na wiele różnych sposobów, trzeba się zdecydować na jakąś konwencję. Początkowo myślałem, że będzie czymś w rodzaju bajki, ponieważ pierwsze szkice trochę tak właśnie wyglądały. Wymyśliłem głównego bohatera czyli pszczołę i na początku ta pszczoła była taka troszeczkę uczłowieczona. Chodziła na dwóch nogach. Potem stwierdziłem, że dowiedziałem się tylu ciekawych rzeczy, tyle ciekawych informacji wynalazłem, że w konwencji bajkowej trudno byłoby mi to przedstawić. Przekonałem się, że pszczoły to nie tylko miód, a w zasadzie miód jest tutaj najmniej ważny. Pożytki z ich pracy są dużo ważniejsze. W wydawnictwie bardzo mi pomogli i powiedzieli żebym się trzymał tego rysunku, który im na początku przysłałem i żebym tę książkę zrobił w konwencji starego botanicznego atlasu. I tak też zrobiłem.
W jaki sposób pracujesz? Czy jesteś ilustratorem XXI wieku, czy nadal pracujesz metoda tradycyjną.
Ja rysuję ołówkiem. Proszę otworzyć książkę na dowolnej ilustracji. Każda się składa z kilku elementów. One wszystkie były rysowane oddzielnie. Osobno narysowałem sobie pszczelarza, tę dmuchawę, narzędzia, a potem to zeskanowałem i w komputerze sobie układałem jak klocki. Całą książkę zrobiłem najpierw w wersji czarno – białej. Kiedy już była zaakceptowana w formie dopracowanego szkicu, wtedy zabrałem się za kolorowanie.
Fot. Jacek Polański
Co w tym wszystkim jest dla Ciebie najtrudniejsze?
Najtrudniejszy jest ten etap początkowy, czyli mam kartkę, ołówek i muszę podjąć decyzję czy tak, czy siak, czy owak, czy postacie będę rysował z takimi nosami, czy będą chude, czy wysokie, czy niskie. Jak będą wyglądać pszczoły. No właśnie... Książka w zasadzie już była gotowa, ilustracje zostały pokazane pszczelarce, jakiejś takiej znającej się na rzeczy. Ona miała jedną uwagę, że wszystko jest ok, tylko powiedziała, że kształt głowy pszczoły jest inny. Pomyślałem sobie, że przecież wszystko i tak tu jest umowne, ale tak długo mi to nie dawało spokoju, że jeszcze na tydzień przed oddaniem książki do druku zmieniałem wszystkim pszczołom w książce kształt tych główek.
Ile czasu zajęły Ci te zmiany?
Na szczęście to było technicznie tak przygotowane, że mi to zajęło tylko ze trzy dni. To jest zrobione w pewnej konwencji i jest umowne, ale zależało mi na tym, żeby było jak najbardziej prawdziwe, żeby książka była źródłem prawdziwej wiedzy o życiu pszczół, nie bajką.
Pracowałeś nad książkami bardzo długo, co zrobić żeby w połowie drogi nie zawrócić?
Bardzo ważną rzeczą było budowanie takiej pozytywnej motywacji. Jak się robi coś bardzo długo można stracić serce. Już się nie chce, już by się chciało coś nowego zacząć, więc ja wiedziałem, że muszę to zrobić w miarę szybko, że nie mogę tej pracy rozciągać na jakieś długie lata, bo mam w swojej naturze takie coś, że za jakiś czas już bym zrobił to inaczej. Musiałem przyjąć pewną konwencję i się jej trzymać do końca.
Fot. Jacek Polański
A skoro piszesz dla dzieci, czy masz w sobie nadal jakiś pierwiastek małego dziecka?
Tak. Staram się bawić tą pracą. Bardzo są dla mnie inspirujące rysunki dzieci i gdyby zwrócił się do mnie ktoś, kto powiedziałby mi, że ma dziecko, które lubi rysować i poprosiłby o radę, co rodzice powinni zrobić z takim dzieckiem, odradzałbym wysyłanie go na edukację plastyczną w zbyt młodym wieku.
To co taki rodzić powinien zrobić?
Jeżeli ktoś ma dziecko, które lubi rysować, malować, to niech mu kupi farby, pędzle i niech to dziecko się bawi jak najdłużej. Myślę, że radziłbym zachęcać do tego, żeby to robił, ale nie wysyłać na takie zajęcia, gdzie ktoś będzie uczył małe dziecko, czy nawet takie 13-14 letnie rysunku z natury, czy studium postaci, czy portretu. Bo, jak się dziecko zorientuje, że nie potrafi tego zrobić tak dobrze jak dorosły, to może się zniechęcić i będzie to tylko źródłem frustracji a nie zabawy.
Ty w dzieciństwie bawiłeś się rysunkiem?
Nie byłem w liceum plastycznym. Do 18-ego roku życia nie uczyłem się rysowania. Po maturze zdawałem na psychologię, nie myślałem o Akademii Sztuk Pięknych i ktoś mi to musiał podpowiedzieć. Byłem w studium pedagogicznym, usłyszałem tam, że dobry nauczyciel ze mnie nie będzie i że powinienem zająć się rysunkiem. Posłuchałem i poszedłem na ASP.
Ilustrowałeś też gry planszowe. Czym się różni taka praca od ilustrowania książek?
Każdy rodzaj rysowania wymaga innego rodzaju myślenia. Inaczej się myśli przy ilustracji prasowej, gdzie trzeba zrobić jedną, dwie ilustracje, a inaczej kiedy trzeba zrobić ilustracje do dużej książki, gdzie ten bohater musi być lepiej przemyślany. Trzeba się zorientować czy on się sprawdzi w wielu różnych okolicznościach.
Czy Twoim zdaniem rysowanie ma moc terapeutyczną?
Oczywiście, że tak. Ja swoją pracę na Akademii Sztuk Pięknych pisałem na temat sztuki tworzonej przez nieprofesjonalistów, przez dzieci, artystów samouków i ludzi chorych psychicznie. I właśnie dla dzieci, dopóki nie zaczynają naśladować dorosłych i wyrażają samych siebie, to na pewno jest to ważne i jest to jakąś formą wyrażenia samego siebie. Ja nie lubię pisać, ale przekonałem się, że ludzie lubią moje rysunki, więc jest to jakiś mój sposób komunikowania się ze światem. Więc myślę, że tak samo może być z każdym. Twórczość jako forma terapii – wyrażenia siebie, to taki dobry sposób.
Dziękuję za rozmowę.
Z Piotrem Sochą rozmawiała Urszula Polańska